sobota, 1 listopada 2008

Wszystkich Świętych


W starożytnym świecie pogańskim miejsce, gdzie chowano zmarłych, nazywano nekropolią, czyli miastem zmarłych. W języku chrześcijańskim określa się je jako cmentarz. Polskie słowo pochodzi od łacińskiego "coemeterium", a to od greckiego "koimeterion", które oznacza miejsce snu. O zmarłych mówi się bowiem, że zasnęli w Panu, by obudzić się w momencie zmartwychwstania.


Ojciec Święty Jan Paweł II tak pisał w "Tryptyku rzymskim": "I tak przechodzą pokolenia. Nadzy przychodzą na świat i nadzy wracają do ziemi, z której zostali wzięci". Papież dodawał: "Zatrzymaj się, to przemijanie ma sens, ma sens... ma sens... ma sens!".


Ten sens najdobitniej chyba ukazują pierwsze dni listopada, kiedy obchodzimy uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. Dlatego tak bardzo je lubię, mimo że zazwyczaj jest zimno i pada deszcz, a wokoło widać poważne i zadumane twarze ludzi spacerujących po cmentarzach i uświadamiających sobie kruchość istnienia, cierpiących z powodu rozstania z bliskimi. I choć te uczucia są bardzo ludzkie, z punktu widzenia wiary tak bardzo nielogiczne. Bo Bóg nie po to przecież stworzył człowieka, by zabrać mu życie, ale po to, by mu je dać. Jak największy prezent. Na zawsze.



Dni zadumy pomagają mi odzyskiwać właściwą hierarchię wartości i ustawiać wszystko w należnej perspektywie. Bo nakierowanie na to, co wieczne, pokazuje, co tak naprawdę ma w życiu sens i co jest ważne. Wyraźnie widać wtedy, że śmierć należy po prostu do życia i jest jego częścią. A przemijamy tylko po to, by przetrwać.

Wreszcie, te dni uczą modlitwy za tych, co odeszli.

Śmierć, której człowiek wierzący doświadcza jako członek mistycznego Ciała, otwiera drogę prowadzącą do Ojca". I przywoływał znane słowa św. Franciszka z Asyżu: "Bądź pochwalony, mój Panie, za śmierć, siostrę naszego ciała".

Jan Paweł II

Świat doczesny nie jest w stanie do końca uszczęśliwić człowieka, gdyż nie może wyzwolić go od cierpienia i śmierci. "Nieśmiertelność nie należy do tego świata. Ona może tylko przyjść do człowieka od Boga. Nie lękajcie się! (...) istnieje Ktoś, kto dzierży losy tego przemijającego świata, Ktoś, kto ma klucze śmierci i otchłani".

Jan Paweł II


Kto nam towarzyszy w chwili śmierci?

No właśnie, kto towarzyszy naszym bliskim, gdy odchodzą? Kto będzie towarzyszył nam w chwili śmierci?

Podobno wtedy człowiek zawsze jest sam. Mówią tak ci, którzy przeżyli na przykład śmierć kliniczną. Każdy, kto ma takie doświadczenie za sobą, podkreśla, że w chwili przejścia do innego świata był sam. Nawet, gdy przy łóżku szpitalnym stała rodzina. Nawet, gdy ktoś bliski trzymał umierającego za rękę, to w chwili śmierci człowiek zostaje sam.


Ks. Jan Twardowski powiedział kiedyś, że wierzy, iż na tamtym świecie, po przejściu na "drugi brzeg", wychodzi po człowieka Pan Jezus. A zaraz potem zjawiają się bliscy, którzy kochali nas tutaj, na ziemi. I że na pewno tej chwili nie należy się lękać. Bo śmierć zawsze jest sprawą Bożą. Stwórca tak zaplanował świat, że w jego sens wpisał śmierć, czyli początek nowego życia. Gdyby nie było śmierci, życie ludzkie pozbawione byłoby sensu, zostałaby wielka pustka.

Bez wątpienia są to święta zadumy nad życiem i śmiercią, nad losem człowieka oraz wiecznością. Jaka ona będzie? Trafnie ujął to znany teolog Hans Urs von Balthasar, mówiąc, że rzeczy ostateczne są dla naszego myślenia "nieobrazowe". Nie możemy sobie wyobrazić, jak wygląda życie po życiu. Także Pan Jezus nie zaspokaja ciekawskiej natury człowieka, który nie pojmie nigdy tego, co znajduje się poza czasem i poza przestrzenią. Nie sposób bowiem przekazać tego, co jest po drugiej stronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz